Re: W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo
Maryja w tajemnicy mojego życia i umierania
Konferencja druga
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej (z modlitwy Ave Maria). Dobrze przeżyć swoją śmierć to zadanie wielkiej wagi. Dobrze przygotować się do śmierci, to zadanie jeszcze ważniejsze. Mądrość Boża, która ujawnia się w wypowiedziach biblijnych mędrców, podkreśla bezcenną wartość postawy życiowej, która charakteryzuje się pamięcią na przemijanie: żyć tak, by codzienność była dobrym przygotowaniem na spotkanie z moim Ojcem, który zawierzył mi doczesny zarząd nad konkretną ilością talentów. Mędrzec Kohelet wyjaśnia, że serce mądre to takie, które “pamięta o czasie i sądzie” (Koh 8, 5), czyli dniu dzisiejszym i godzinie śmierci.
Identyczne napomnienie kieruje do nas mędrzec Syrach: “Pamiętaj na ostatnie rzeczy i przestań nienawidzić, na rozkład ciała, na śmierć – i trzymaj się przykazań” (Syr 28, 6).
Podążając przez życie, czynimy różnego rodzaju skróty, dzięki którym mamy nadzieję szybciej osiągnąć swój cel. Nie wszystkie jednak skróty i udogodnienia rzeczywiście skracają drogę do mądrości. Jednym z błędnych założeń jest oddzielanie tajemnicy śmierci od tajemnicy życia. Często rozmijamy się tutaj z mądrością Bożą ukazaną nam w wypowiedziach mędrców. Śmierć – myślimy sobie – to coś, co będzie kiedyś, później, na końcu, coś tragicznego, o czym lepiej nie myśleć, bo psuje radość przeżywanej właśnie codzienności.
Życie to dopiero coś fascynującego, daje tyle możliwości realizacji siebie na tysiące sposobów, zapewnia wolność samostanowienia. Czy te dwie rzeczywistości mogą mieć ze sobą coś wspólnego? Ewangeliczna mądrość, której domaga się od nas Jezus, przejawia się w umiejętnym zespalaniu tajemnicy życia i tajemnicy śmierci. To nie jest ogień i woda, to nie jest gorąco i mróz, to nie jest teraz i potem.
Życia nie zrozumie się właściwie bez tajemnicy śmierci, a chwili śmierci nie można dobrze przejść, nie przeżywając w jej świetle następujących po sobie dni życia. Jak zatem mądrze żyć, by bramę wieczności przekroczyć bez trwogi, z pokojem serca i zaufaniem? W odpowiedzi Kościół nieustannie stawia nam przed oczy osobę Maryi.
To ktoś wyjątkowy, komu wszyscy święci zawdzięczają tak wielkie upodobnienie do Jezusa. Kościół nigdy nie stawiał Maryi na równi z którymkolwiek ze świętych czy nawet całą wspólnotą świętych nieba. Ona jest Królową Męczenników, Wyznawców, Proroków, Aniołów…
Odmawiając piękną i starożytną antyfonę Sub tuum praesidium – Pod Twoją obronę, nie zawsze mamy świadomość, że z naszych ust dobywa się jedna z najstarszych modlitw do Matki Bożej. Powstała w Egipcie, w III wieku chrześcijaństwa. W niej nazywamy Maryję naszą orędowniczką, która przyprowadza nas do Jezusa i jedna nas z Nim. W antyfonie Salve Regina podobnie opiewamy Ją jako advocata nostra, naszego obrońcę.
Najwyraźniej jednak Jej związek z naszym życiem i umieraniem ujawnia się w modlitwie Zdrowaś Maryjo. Tutaj prosimy Ją, by była przy nas i modliła się za nas “teraz i w godzinę śmierci naszej”. Do żadnego ze świętych czy błogosławionych Kościół nie zwraca się w takim duchu i nie wiąże z nim w tak zasadniczy sposób ludzkiego życia i umierania. Żyć i umierać z Maryją – to gwarancja, że codzienność dobrze przygotuje mnie do najważniejszej chwili mojego istnienia, jaką będzie spotkanie z Jezusem. To gwarancja, że teraz – czyli dzień dzisiejszy, i godzina mojej śmierci zostaną zespolone i staną się wyrazem bezcennej mądrości. Dlaczego moje dzisiaj i godzina mojej śmierci powinny być oddane Maryi? Wiemy, że akt oddania siebie może być dokonany tylko Bogu jako naszemu Stwórcy i Ojcu.
Trwając w jedności z Nim, możemy owego aktu oddania dokonać także na rzecz Maryi ze względu na szczególne relacje, jakie łączą Ją z Osobami Trójcy Przenajświętszej. Jest to jedyny przypadek oddania się człowieka, który nie tylko nie uwłacza rodzicielskiej miłości Ojca, ale jest przez Niego chciany i pozostawiony wszystkim w testamencie umierającego na krzyżu Syna. Na mocy tego testamentu Maryja staje się duchową Matką każdego człowieka. Jej ręce przejmują troskę o kształt jego życia i kształt godziny jego śmierci.
Właśnie w tej tajemnicy tkwi źródło kończącego modlitwę Ave Maria wezwania. Prosimy w nim Matkę Jezusa, by była przy nas i modliła się za nas “teraz i w godzinę śmierci naszej”. Jezus angażuje swą Matkę w wiedzę o mojej osobie. To poznanie mnie przez Maryję ma nie tyle charakter intelektualny, co twórczy, posiadający moc kształtowania mnie. W Bogu – jako moja duchowa matka – Maryja poznaje całe moje życie od czasu poczęcia w łonie ziemskiej matki, poprzez doświadczenie umierania aż po dopełnienie się mego istnienia w wieczności. Nikt z nas nie jest zdolny o własnych siłach posiąść tak dogłębnego poznania. Nasze poznanie tajników osobistego życia – zarówno w wymiarze duchowym, jak i naturalnym – jest częściowe i niedoskonałe. Nie jest też nieomylne. Zawierzenie Maryi twojego teraz nada kształt godzinie twojej śmierci według najmądrzejszego chyba ze wszystkich powiedzeń: jakie życie, taka śmierć. Klarownie obrazują tę prawdę błogosławieństwa Jezusa z Kazania na Górze (Mt 5, 3–11).
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Ubogi duchem w biblijnej myśli to człowiek samotny, pokorny, pozbawiony ludzkiej ochrony. To ten, który schronienie, ufność i otuchę znalazł w Bogu. To ten, który całkowicie zdał się na wolę Bożą nie w jakiś ogólny sposób, lecz w bardzo konkretny, przejawiający się poszukiwaniem woli Ojca. Tutaj dosięgamy istoty ducha ubóstwa.
Pięknie wyraził ją nieżyjący już ojciec Piotr Rostworowski. “W krzyżu nie jest najważniejsze cierpienie, lecz wypełnienie woli Bożej aż do końca. Chrystus w Ogrójcu nie prosił Ojca o mękę. Wręcz przeciwnie, o jej odsunięcie, jeśli to możliwe. My, chrześcijanie, też powinniśmy być nastawieni nie na cierpienie, ale na spełnienie woli Bożej do końca, choćby przez ból, jeśli to konieczne”.
Ubogi duchem, kształtowany w szkole Maryi, to człowiek dążący ze wszystkich sił, do tego, by wypełnić wolę i pragnienia Ojca, nawet jeśli będzie to wymagało przyjęcia cierpienia. Bywają takie postawy, w których wartość życia ocenia się pod kątem jakości rezultatów, skuteczności oddziaływania, ilości przynoszonej satysfakcji, zgodności z wcześniej ustalonym planem. Taka postawa nigdy nie zapewni pokoju w godzinie śmierci, gdyż tak naprawdę życie służyło czyjejś samorealizacji. Serce kierujące się takim nastawieniem jest chore.
Choroba szukania własnej woli, a nie woli Ojca ukaże się z całą wyrazistością w godzinę śmierci. Bywają czasami wielkie zadania życiowe, a czasami ledwo przez innych dostrzegane, które człowiek wykonuje w duchu ewangelicznego zawierzenia Bogu, w którego ojcowskich rękach jest wszystko, bez względu na skuteczność i rezultaty. Ono jest gwarantem dobrej jakości godziny śmierci. Cytowany już ojciec Rostworowski opowiadał, “że był we Włoszech w San Giovanni Rotondo, u świętego ojca Pio. Przed tym spotkaniem robił gruntowny rachunek sumienia, szukał w sobie różnych słabości.
Chciał się dowiedzieć, co jest największą przeszkodą dla niego w dążeniu do świętości. Ojciec Pio natomiast zwrócił mu uwagę na taki szczególik, drobiazg mały. Ojciec Piotr pomyślał nad tym głębiej i doszedł do wniosku, że to rzeczywiście było właśnie to. Wtedy ugruntowało się w nim przekonanie, że nie tylko wielkie rzeczy mogą przeszkadzać w drodze do doskonałości, ale najczęściej maleńki drobiazg wiąże człowieka. Ojciec się tym doświadczeniem często dzielił, zwracając uwagę, żeby nie lekceważyć pozornie nieważnych spraw”. Ubóstwo ducha to również umiejętność dostrzegania wielkiej wartości rzeczy małych. Gdy wraz z Maryją kształtujesz twoje teraz w duchu realizowania woli Bożej, w duchu ufności, nie musisz obawiać się pychy serca. Bez obawy kłamstwa możesz powtarzać piękne wyznanie psalmisty: “Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza. Izraelu, złóż nadzieję w Panu odtąd i aż na wieki”
(Ps 131). Godzina śmierci zachowa na wieczność bezcenny skarb duchowego ubóstwa wyrażający się pokorą, ufnością i całkowitym oddaniem się Ojcu. Będzie możliwością zaistnienia po raz kolejny pięknego odruchu serca zdanego całkowicie na Ojca.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Podczas doczesnego teraz Maryja kształtuje w tobie nadprzyrodzony smutek, który woła i tęskni za doskonałością, pełnią, nasyceniem, pięknem. Tym wszystkim jest sam Bóg.
Maryja pomaga zrozumieć wartość ludzkich łez – tych wewnętrznych, i tych płynących z oczu, z przeróżnych powodów – i zająć wobec nich ufną postawę. Ten przedziwny smutek, który nie powoduje rozpaczy, ale jednocześnie nie pozwala człowiekowi sprzedać się światu, rodzi się w czystych sercach.
One płaczą duchowymi łzami, które przyciągają całą czułą miłość Najświętszego Serca Jezusa. Jego Serce przynosi pocieszenie i pomaga zachować niezmąconą nadzieję, daje cierpliwość i męstwo oczekiwania. Płacz, który Ojciec chce utulić i uświęcić, może pojawić się, gdy uzmysłowisz sobie tragedię zmarnowanego czasu.
Piękne świadectwo takiego bolesnego krzyku połączonego z płaczem pozostawił nam święty Augustyn w swoich Wyznaniach: “Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem… Bezładnie, chwytając rzeczy piękne, które stworzyłeś. Ze mną byłeś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie – rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były. Zawołałeś, krzyknąłeś, rozdarłeś głuchotę moją. Zabłysnąłeś, zajaśniałeś jak błyskawica, rozświetliłeś ślepotę moją. Rozlałeś woń, odetchnąłem nią – i oto dyszę pragnieniem Ciebie. Skosztowałem – i oto głodny jestem, i łaknę. Dotknąłeś mnie – i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim”. Istnieją łzy wywołane fizycznym bądź moralnym cierpieniem.
Czasami powodujesz je sam swymi decyzjami i postępowaniem. Bywa, że dopuszcza je Bóg. Maryja pomaga zrozumieć ich wartość i umacnia wiarę. Pokazuje te doświadczenia jako drogę oczyszczenia, dzięki której już w tym życiu otrzymujemy wielką szansę wynagrodzenia za swe osobiste grzechy, szansę pomagania w zbawczym dziele Boga. Są także i łzy, spowodowane głębszym niż zwykle doświadczeniem, że swoimi grzechami sprawiliśmy Jezusowi przykrość, że na Jego miłość i wybranie odpowiedzieliśmy niewdzięcznością. To właśnie Maryja, pomagając poznać prawdę o sobie, prowadzi do prawdziwego żalu i skruchy. Wówczas wraz ze łzami pojawia się dziecięca ufność, że mimo ogromu nędzy jestem przez mego Ojca bardzo kochany.
Godzina śmierci utrwali jedynie i zachowa na wieczność owoce bezcennego skarbu cierpliwości wobec trudów i mężnego oczekiwania. Będzie okazją do zaistnienia po raz kolejny pięknego odruchu płaczu serca z tęsknoty za pełnią, która w momencie przejścia otworzy dla ciebie na oścież swoje drzwi.
Źródło: https://www.karmel.pl/w-kregu-bozych...eklo-niebo/11/
Re: W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo
Maryja w tajemnicy mojego życia i umierania (cd.)
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia
Maryjo, Matko dobrej śmierci, już dzisiaj oddaję Ci czas i okoliczności, w jakich nastąpi moje spotkanie z Jezusem. Dopomóż mi mądrze żyć, bym czyniąc dobro, zdał ten najważniejszy egzamin życia. Wstawiaj się za mną teraz i w godzinę mojej śmierci. Amen.
Konferencja pierwsza
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej (z modlitwy Ave Maria). Życie z Maryją to gwarancja, że codzienność będzie dobrym przygotowaniem do spotkania z Jezusem, że teraz i godzina mojej śmierci zostaną zespolone. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Cichość i łagodność są sławione w Biblii bardzo często.
Ludzie, którzy nie szukają rozgłosu, są duchowo prości i ubodzy, umieją zrozumieć i cierpliwie znosić to, co w bliźnim niedoskonałe, zwyciężają zło dobrem, panują nad złością, nie używają przemocy. To o nich mówi Psalm 37, że “posiądą ziemię i będą się rozkoszować wielkim pokojem” (Ps 37, 11).
Kształtowana przez Maryję cichość nie szuka rozgłosu. “Pamiętam taką rozmowę z matką Teresą z Kalkuty – wspomina nieżyjący już bp Chrapek – w której prowokacyjnie powiedziałem jej: – Wiesz co, matko, jestem zgorszony, a ona zaskoczona zapytała mnie: naprawdę ojcze, a czym tak cię gorszę? Mówię jej: matka tak pozwala się fotografować niczym jakaś gwiazda filmowa, a ona z uśmiechem odpowiedziała mi: ojcze, zawarłam z Panem Bogiem układ, powiedziałam – Panie Jezu, z radością pozwolę się fotografować, ale ty w zamian za każde zrobione zdjęcie masz trzy dusze z czyśćca wyswobodzić.
Myślę, że właśnie ten epizod – konkluduje biskup – najlepiej obrazuje ów dialog człowieka świętego zanurzonego po uszy w Bogu, a jednocześnie głęboko osadzonego w realiach świata i umiejącego we właściwy sposób korzystać z jego dóbr”. Kształtowana przez Maryję cichość uwielbia Boga swą prostotą. Brat Wawrzyniec od Zmartwychwstania, siedemnastowieczny karmelita bosy z paryskiego konwentu, szewc, kucharz i piewca praktyki Bożej obecności, mawiał: “Nie ma potrzeby dokonywać wielkich dzieł: obracam mały omlet na patelni z miłości do Boga.
Gdy go skończę i nie mam innego zajęcia, kładę się twarzą do ziemi i oddaję cześć Bogu, od którego otrzymałem łaskę zrobienia go; wstaję następnie i jestem szczęśliwszy niż król. Kiedy nie mogę już nic uczynić, wystarczy mi, że podniosę źdźbło trawy z miłości ku Bogu…
Ludzie szukają dróg, na których mogliby się nauczyć kochać Boga. Pragną to osiągnąć, oddając się sam nie wiem jak różnym praktykom. Podejmują ogromny wysiłek, aby pozostawać w Jego obecności przy pomocy różnych środków. A czyż nie jest prostszym i skuteczniejszym sposobem wykonać wszystko z miłości do Boga wykorzystując zadania, jakie stawia przed kimś jego stan i tak okazać Mu tę miłość oraz trwać wewnętrznie w Jego obecności przez jedność Jego i naszego serca? Potrzeba jedynie podjąć je z uczciwością i w prostocie”. Kształtowana przez Maryję cichość dokonuje wielkich dzieł mocą ufności. Jej brak jest wielką tragedią. Święty Paweł stwierdza, że człowiek zmysłowy, czyli taki, który w procesie poznawania jest pozbawiony światła łaski, nie może pojąć spraw Bożych. Jest jakby ślepy na to wszystko, co Boża mądrość skryła w wydarzeniach, osobach, w tworach przyrody. Ta ślepota jest gorsza od ślepoty fizycznej, ponieważ zamyka człowieka na świat Bożego działania przybrany w płaszcz codzienności i prostych rzeczy. To, co wzgardzone i niepozorne, często staje się narzędziem działania Boga, środkiem, którym On upokarza ludzką pychę. Kształtowana przez Maryję cichość uczy mądrej współpracy z Jezusem, bo tam, gdzie Jezus, tam jest często dużo tajemnic. Tajemnica zawsze jest obecna w życiu człowieka, bo to, co Boże, nie daje się całkowicie przełożyć na ludzki język. Cichość i łagodność niosą ze sobą ducha wielkiego ubóstwa wewnętrznego.
Dzięki niemu jesteśmy prawdziwymi dziedzicami obiecanej nam nowej ziemi i nowego nieba. Godzina śmierci, która stawia w obliczu Jezusa, moje doświadczenie cichości pieczętuje jedynie i wprowadza w pełnię posiadania “nowego nieba i nowej ziemi”. Godzina śmierci jest możliwością zaistnienia po raz kolejny pięknego odruchu cichości ludzkiego serca. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. W terminologii biblijnej, w porządku łaski słowo “sprawiedliwość” odpowiada dobroci i miłosierdziu. Jezus błogosławi więc tych, którzy już teraz łakną i pragną, czyli usilnie dążą, by żyć na co dzień dobrocią i miłosierdziem.
Tak kształtowane życie to po prostu realizowanie woli Bożej względem każdego człowieka, o czym przypomina święty Paweł: “Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie” (1 Tes 4, 3). Temu pragnieniu świętości wychodzi naprzeciw Maryja, pomagając wytrwać i nie zniechęcić się na drogach świętości aż do momentu, gdy godzina śmierci zamknie czas wysiłku i sprawi, że spoczniesz w Bogu, źródle wszelkiej dobroci i nasycenia. Godzina śmierci będzie ponownym i już ostatnim odruchem twojego serca – odruchem łaknienia i pragnienia, które Ojciec zaspokoi sobą. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
W doczesnym teraz Maryja wyjednuje dar rozeznania potrzebny do praktycznego i skutecznego wychodzenia naprzeciw ludzkim potrzebom. Uwrażliwia na bliźnich, ukazując drogę uczynków miłosierdzia jako pewną drogę do zbawienia. Święty Paweł naucza: “To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 5–8).
Prostymi słowami Jezus wyjaśnił świętej Faustynie ducha takiej postawy: “Kiedy po pierwszych ślubach wkrótce zapadłam na zdrowiu, a pomimo serdecznej i troskliwej opieki przełożonych i zabiegów lekarskich czułam się ani lepiej, ani gorzej, wtedy zaczęły mnie dochodzić zdania, że udaję. I tu zaczęło się moje cierpienie, stało się podwójne. Trwało to dość długi czas. W pewnym dniu skarżyłam się Jezusowi, że jestem ciężarem dla sióstr. Odpowiedział mi Jezus: Nie żyjesz dla siebie, ale dla dusz. Z cierpień twoich będą korzystać inne dusze. Przeciągłe cierpienie twoje da im światło i siłę do zgadzania się z wolą moją”. Godzina śmierci utrwala na wieczność ten piękny sposób postępowania, przynosząc twemu sercu miłosierdzie Ojca. Jest powtórzeniem odruchu otwarcia się na innych, by dać coś z siebie, a tym samym staje się odruchem otwarcia na pełnię miłosierdzia, która przychodzi z rąk Ojca. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Czystość serca, jego prostota i pokora są konieczne, aby spotkać się z Bogiem. Nie tylko na progu wieczności, ale i teraz – w doczesnym życiu. Sam Bóg ustami proroka Izajasza wypowiada umiłowanie ludzi czystego serca: “Ja patrzę na tego, który jest biedny i zgnębiony na duchu, i który z drżeniem czci moje imię” (Iz 66, 2b).
Słowami Magnificat Maryi potwierdza to upodobanie: “rozprasza ludzi pyszniących się zamysłami serc swoich, a wywyższa pokornych” (Łk 1, 51–52). Czyste serce umożliwia nabycie prostoty, o czym wspomina autor Naśladowania Chrystusa: “Prostota przenika Boga i Go rozumie. Jeżeli i ty byłbyś wewnętrznie prosty i czysty, widziałbyś jasno i zrozumiał bez trudu wszystkie rzeczy”. Ten, u którego Maryja kształtuje czyste serce, nie jest zaślepiony pychą, zarozumiałością, samouwielbieniem, lecz ma jasne i proste pojęcie Boga. Jak mówi Chrystusowe błogosławieństwo: widzi Boga.
Teraz – czyli w tym życiu przez czystą wiarę, a w godzinę śmierci twarzą w twarz. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Serce, które Maryja kształtuje w doczesnym teraz, nabywa stopniowo czystości i otwiera się na Ducha Świętego. A tam, gdzie Duch, tam miłość, mądrość, pokój. Boży duch pokoju pozwala posiadać Boga, widzieć Go wszędzie i we wszystkich. Dlatego święty Franciszek z Asyżu nazywał Go “moim wszystkim”, a święty Jan od Krzyża modlił się: “Moje są niebiosa i moja jest ziemia, moje są narody, moi grzesznicy i sprawiedliwi. Aniołowie są moi, Matka Boża jest moja, wszystkie rzeczy są moje, i sam Bóg jest moim i dla mnie, gdyż Chrystus jest mój i wszystek dla mnie”. Serce, które w ten sposób jest zamieszkiwane przez Ducha pokoju, samo staje się źródłem pokoju. Kto posiada taki pokój, w naturalny sposób promieniuje nim na otoczenie. Nie doświadcza nienawiści, zemsty, wyrachowania. Jest prawdziwie synem Bożym, synem Tego, który jest wiecznym i niezmąconym pokojem. Ta godność zostaje potwierdzona w godzinę śmierci, przynosząc wszystkie właściwe jej wieczne przywileje.
Źródło: https://www.karmel.pl/w-kregu-bozych...eklo-niebo/12/
Re: W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo
Niebo – tajemnica uczestnictwa w naturze Boga
Konferencja druga
Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9). Przekraczając bramę śmierci, wchodzimy w nowy świat, którego doczesny język nie potrafi opisać. Nie tylko język staje bezradny wobec wieczności.
Równie bezradne jest oko, czyli zdolność widzenia i wyobrażania. A jakby tego było jeszcze mało, nawet ludzkie serce ze swoimi najsubtelniejszymi intuicjami nie jest w stanie pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy uznają go za swego Ojca i pragną być z Nim na zawsze.
Żadne wyobrażenia świata, w którym żyjemy, nie ukażą nam, jakim jest nasz przyszły dom, jak urządziła go dla nas Najświętsza Trójca. Jest tak choćby z kilku prostych przyczyn. W niebie nie istnieje doświadczenie czasu, jest wieczne teraz, a przecież każdy z nas rodzi się w doczesności całkowicie ukształtowanej przez czas, przez wczoraj, dziś i jutro. Nigdy nie doświadczyliśmy świata, w którym te trzy pojęcia nie mają żadnego zastosowania.
W niebie nie ma ograniczeń przestrzeni. Jest ono światem ducha. Jego mieszkańcy nie są przywiązani do jednego miejsca, tak jak człowiek z racji posiadania ciała, które sprawia, że może być tylko tam, gdzie jest jego ciało. Mieszkańcy nieba są wszędzie tam, gdzie jest ich myśl, gdzie działają, a więc mogą być w kilku miejscach naraz. Dla nas jest to stan zupełnie nie do wyobrażenia. Niebo w żaden sposób nie przypomina obecnego świata z najpiękniejszymi nawet jego zakątkami i tworami natury. Piękno nieba jest pięknem świata duchowego i żadne znane nam obrazy nie mają do niego zastosowania. To piękno jest wieczne, a jednocześnie wciąż nowe i nie nużące.
Na tym świecie natomiast najpiękniejszy nawet widok spowszednieje, gdy jest się blisko niego nieustannie. Po jakimś czasie już nie fascynuje. Szukamy wówczas nowych przejawów piękna. Piękno tego świata przeminie, co szczególnie mocno uwydatnił święty Piotr Apostoł w swym liście: “Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną znalezione” (2 P 3, 10). Niebo jest społecznością aniołów i ludzi, których liczba jest dla nas niewyobrażalna.
Nikt z tej społeczności nie jest kopią innego stworzenia, ale zachowuje sobie właściwe, niepowtarzalne piękno, inność. Niebo ma tyle wymiarów, ile jest w nim stworzeń. One wszystkie współistnieją bez żadnych konfliktów, bez najmniejszego zgrzytu, w pełnej harmonii. Jak to jest możliwe, ktoś sobie pomyśli, skoro tutaj na ziemi wystarczy dwóch ludzi, by rozpocząć ciągnącą się latami, a nawet całymi pokoleniami walkę i nienawiść? Po śmierci rozpoczyna się wieczność, nowy sposób życia, który nigdy się nie skończy. Wieczności nie możemy tutaj zrozumieć, bo w naszej codzienności obserwujemy, jak wszystkie stworzenia pojawiają się i przemijają.
Czy zatem jest sens mówić o niebie, skoro żadne z doświadczeń tego świata nie może ukazać, czym ono jest?
O niebie trzeba mówić, nieba trzeba pragnąć, o niebie trzeba rozmyślać, w perspektywie nieba koniecznie trzeba przeżywać swoją codzienność, a szczególnie doświadczenie cierpienia. Chociaż prawdą jest, że to, co widzimy w otaczającym nas świecie, nie może w sposób doświadczalny objawić nam tajemnic przyszłego życia, to jednak zarówno Jezus, jak i apostołowie dużo o nim mówili. Święty Paweł po stwierdzeniu, że “ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”, dodaje natychmiast:
“Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego” (1 Kor 2, 9–10). Nie możemy tutaj na ziemi doświadczyć stanu nieba, ale z pomocą Ducha Świętego – na miarę naszych doczesnych możliwości – możemy się do tajemnic nieba przybliżyć. I to będzie celem podejmowanych właśnie rozważań.
Aby jednak do tego celu się przybliżyć, serce człowieka musi przyjąć właściwe postawy, o których już wcześniej mówiliśmy. Potrzebuje pokory, ducha prostoty i szacunku dla tajemnic nieba, których ujawnienie Ojciec pragnie zachować na czas spotkania z każdym z nas. Serce posiadające takie nastawienie skłania Bożego Ducha do złożenia w nim większej ilości światła i mądrości. Nieewangeliczna zaś ciekawość zawsze stawiać będzie temuż Duchowi przeszkody. Na pierwszym miejscu niebo to uczestnictwo w życiu Trójcy Świętej. Cokolwiek powiemy o niebie, będzie miało sens tylko i wyłącznie w odniesieniu do prawdy o uczestnictwie w Bogu. Nieśmiertelność, niekończące się wzrastanie w wiedzy i miłowaniu, nieustanna aktywność, przemieszczanie się ludzkiego ducha w sposób nieskrępowany i wolny w nieskończonych przestrzeniach nowego świata, wolność od cierpienia, obaw, lęków, nieustanne uczestnictwo w pięknie Boga, pięknie moich najbliższych i wszystkich innych mieszkańców nieba, nieskrępowana zdolność udzielania własnego piękna i wszystko inne, co będzie przedmiotem naszych rozważań, ma swoje źródło w tej najwyższej prawdzie o życiu w niebie – jest ono uczestnictwem w Trójcy Najświętszej. W tym miejscu trzeba nam dokonać pewnego uściślenia. Często przywykliśmy używać słowa blisko, chcąc opisać relację do Jezusa: być blisko Jezusa podczas życia, być blisko Jezusa w wieczności, być blisko Serca Jezusa, prosimy Jezusa, by był przy nas blisko w godzinie śmierci. I chociaż to słowo jest cenne dla opisu duchowej relacji z Jezusem, nie jest ono wystarczające dla opisu, czym naprawdę jest wieczność z Jezusem. Jeśli wyobrażę sobie Układ Słoneczny, widzę, że jedne planety krążą bliżej, a inne dalej od Słońca, chociaż wszystkie są przez nie przyciągane. Na podstawie tego obrazu mogę sobie powiedzieć, że Słońce oznacza Boga, który pociąga ku sobie każdego człowieka, że w niebie niektórzy będą bliżej Bożego Serca, a inni dalej, w zależności od tego, jak przeżyli swoje życie, na ile dali się Bożemu Sercu pociągnąć. To nie jest jednak właściwy obraz uczestnictwa w Bogu. Takie pojęcie bliskości wynaturza relację, do jakiej zostaliśmy stworzeni i powołani. Mogę iść dalej, poszukując lepszego obrazu. Wyobrażam sobie matkę, w której – z jej ciała i krwi – kształtuje się nowy człowiek. Po przyjściu na świat, chociaż zostaje przecięta jedność fizyczna, pozostaje głęboki związek natury psychiczno-duchowej. To piękny obraz i bardziej nam bliski, ale również nieadekwatny: matka, a obok niej narodzone dziecko. Wszystkie obrazy, które chcą opisać bliskość, pokazując, że jedna rzecz jest obok drugiej, bardzo blisko, nawet stykając się, są błędnymi obrazami stanu nieba. W niebie człowiek nie będzie obok Boga, nawet tak blisko jak sklejone dwa kawałki drewna.
Te wydają się być czymś jednym, ale to wciąż są dwie odrębne rzeczy, na dodatek połączone ze sobą w sposób sztuczny. Mówiąc o niebie, Jezus skierowuje naszą uwagę na uczestnictwo. Słowo uczestnictwo mówi nam o zupełnie odmiennym charakterze relacji względem Boga. Tam nie jest się poza Bogiem, obok Boga, jak dwa przedmioty obok siebie, nawet przez fakt stykania się. Mistycy używają bardziej trafnego słowa, mówiąc o zespoleniu się, o zlaniu się w jedno Boga i człowieka. Błogosławiona Maria od Jezusa Ukrzyżowanego używała pięknego obrazu człowieka jako kropli wody, która zostaje pochłonięta przez ocean. W tajemniczy sposób staje się oceanem, ale zarazem zachowuje całkowitą odrębność i świadomość swego istnienia. Bardzo trudno jest wypowiedzieć tę największą i najpiękniejszą ze wszystkich tajemnic nieba, która będzie źródłem najwyższej radości i szczęścia.
Bóg stwarza człowieka, ale nie tak, jak rodzi kobieta. Jej dziecko zaczyna żyć obok niej. Zbawiony żyje w niebie życiem Boga, to znaczy, że nigdy nie jest poza Nim. Bóg należy do niego, Boża wiedza, miłość, nieskończoność, piękno i wszystko, czym jest Bóg, stanowią naturalne środowisko jego istnienia. Trzeba prosić Ducha Świętego, by pomógł nam zbliżyć się do tej największej tajemnicy nieba, którą Jezus wypowiedział ustami ojca z przypowieści o synu marnotrawnym: “Moje dziecko, wszystko moje do ciebie należy” (por. Łk 15, 31). Jak zatem odnieść się do różnych stopni świętości, którymi charakteryzować się będzie społeczność nieba? Na pewno nie w kategoriach odległości od Serca Bożego, ponieważ wieczność jest właśnie niekończącym się wzajemnym uczestnictwem serc, zlaniem się w jedno ludzkich serc z Sercem Boga. Nie ma więc mowy o jakichś odległościach, o tym, że człowiek świętszy jest bliżej Boga, a mniej święty dalej od Niego. Święta Teresa z Lisieux poddaje naszej wyobraźni cenny obraz. Mieszkańcy nieba są jak naczynia o różnej pojemności.
Każde z tych naczyń będzie napełnione tak obficie, że nie pomieściłoby już ani kropli więcej. Różnica naczyń tkwi w ich pojemności. Każdy człowiek wciągnięty w głębię życia Trójcy Świętej, będzie pełnią. Jedna pełnia różni się jednak od drugiej. Jaka będzie twoja pełnia? Czy będzie to pełnia małego naparstka, kieliszka, szklanki czy olbrzymiego naczynia? O tym nie decyduje niebo. O tym decydujesz ty sam w dniu dzisiejszym. Mądrość tego życia przejawia się zatem nie w ilości wiedzy, którą masz, nie w stopniach naukowych, jakie zdobyłeś, nie w sprycie, którym się cechujesz, nie w atrakcyjności wyglądu, którym możesz się poszczycić, nie w ilości wykonywanych prac, nie w duchowych przywilejach i łaskach. Żadna z tych rzeczy, choć na swój sposób wartościowa, nie decyduje o pojemności serca. Tę wykuwa się przez wyrzeczenie się własnej woli, by utożsamić się z wolą Jezusa. W niebie nikt nie zazdrości drugiemu. Każdy wie, na co zasłużył.
W momencie śmierci każdy stanął przed Odwieczną Prawdą i poznał stopień swego upodobnienia się do Jezusa. Poznał i uznał, ile z całego czasu ziemskiego życia było służbą Bogu, a ile służbą swoim ambicjom i pysze. Pełnienie woli Bożej jest tożsame z obumieraniem sobie i ukazane jako krzyż. Któregoś dnia Jezus powiedział świętej Faustynie: “Widzisz – te dusze, które są podobne w cierpieniach i wzgardzie do mnie, te też będą podobne i w chwale do mnie; a te, które mają mniej podobieństwa do mnie w cierpieniu i wzgardzie – te też będą miały i mniej podobieństwa w chwale do mnie”. W niebie jest jakaś szczególnie wielka pełnia, szczególnie wielkie uczestnictwo w pięknie, miłowaniu, szczęściu, wiedzy i działaniu Boga tych ludzi, którzy za życia najbardziej obumarli sobie, decydując się pełnić wszystko nie według swojej woli, lecz woli Jezusa. Podczas wizji na wyspie Patmos święty Jan Ewangelista słyszy tajemnicze słowa i relacjonuje je nam w następujący sposób: “I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi i będą oni Jego ludem, a on będzie Bogiem z nimi»” (Ap 21, 3). W niebie Bóg nie będzie pośród ludzi, tak jak był w świątyni Jerozolimskiej, na miejscu wydzielonym, tak jak jest w naszych kościołach, w wydzielonej przestrzeni sacrum. W niebie Stwórca będzie “Bogiem z nimi”, będzie “Bogiem z ludźmi”, to znaczy, że każdy człowiek, że ja będę doświadczał Jego natury, a nie stał obok, bliżej czy dalej, patrząc i podziwiając. Mój Ojciec jest Bogiem udzielającym się, a nie stojącym obok, nawet bardzo blisko mnie. Co zatem przyniesie człowiekowi uczestnictwo w Bogu?
Żyć życiem Boga, to doświadczać i mieć za swoją – na miarę osiągniętej przez nas pełni – Jego miłość, wiedzę, piękno, świetlistość, nieograniczone twórcze możliwości, zdolność udzielania się, wolność, nieskończoną i nieograniczoną czymkolwiek przestrzeń istnienia, nieustanną aktywność, wolność od cierpienia, trudu, zatroskania o innych. Nieskończone przymioty Boga stają się własnością człowieka. Sposób, w jaki żyje Bóg, staje się sposobem życia człowieka. Wielkości, piękna i szczęścia tej tajemnicy nigdy nie da się wypowiedzieć w tym życiu. Również w samym niebie będzie ona powodem niekończącego się dziękczynienia i uwielbienia kierowanego ku Bogu przez Jego dzieci.
Źródło: https://www.karmel.pl/w-kregu-bozych...eklo-niebo/13/
Re: W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo
Niebo – tajemnica wiecznego piękna
Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia Maryjo, Królowo Aniołów i Świętych, Ty u boku swego Syna zasiadasz w Jego chwale. Twoje Serce współkróluje z Sercem Jezusa. Prowadź mnie bezpiecznie drogami mojej codzienności, by wieczność i jej piękno stały się również moim domem na zawsze. Amen.
Konferencja pierwsza
Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha (Mt 13, 43). Niebo to piękno o niewyobrażalnym rozmachu i przejawach. Nawet najbardziej zachwycające formy piękna tego świata nie dadzą ludzkiemu sercu pojęcia o pięknie, w którym zanurzona jest wieczność. Jeżeli próba wyrażenia piękna doczesnego myślą lub słowem nastręcza tyle problemów, to cóż powiedzieć o pięknie wiecznym, które pochodzi od Boga, którym emanuje Maryja, każdy anioł i święty, którym cechują się nieskończone przestrzenie przyszłego świata. Niektórym ludziom Bóg uchyla nieco tajemniczej zasłony, pozwalając dotknąć swego piękna.
Oni jednak pozostają bezradni, gdy próbują przekazać swoje doświadczenie. Znamy dobrze zmieszanie apostołów Piotra, Jakuba i Jana – świadków przemienienia Jezusa na górze Tabor. Wiemy o podobnych doświadczeniach świętego Pawła. Piękno wieczności jest przede wszystkim pięknem Boga. W tym pięknie uczestniczą wszyscy mieszkańcy nieba. Piękno Boga jest ich własnością, dlatego sami są niewymownie piękni. Piękno Boga staje się ich własnym pięknem.
“Nad drzwiami celi nr 5 w klasztorze San Giovanni Rotondo, w której ojciec Pio mieszkał przez wiele lat, wypisana była maksyma świętego Bernarda: «Maryja jest całą moją nadzieją». Ojciec Pio był zafascynowany urodą Maryi, lecz nie znosił, kiedy porównywano Jej piękność z pięknem tego świata. Słysząc kiedyś, jak któryś z braci śpiewa pieśń maryjną, której refren brzmiał: «Piękna jesteś jak słońce, jak blask księżyca…», zawołał: «Gdyby tak było istotnie, zrezygnowałbym z pójścia do Raju»”.
Innym razem “ojciec Alberto d’Apolito, przyjaciel i biograf ojca Pio, żyjąc z nim przez wiele lat w klasztorze San Giovanni Rotondo, podsunął mu przepiękny obrazek Madonny z Dzieciątkiem z prośbą o napisanie kilku słów modlitwy na odwrocie. Ponieważ wyraziłem swój zachwyt nad delikatną i kruchą urodą oblicza Maryi, ojciec Pio wziął obrazek w dłonie, przyjrzał mu się uważnie i nagle oddał mi go mówiąc: «Brzydszej już nie mogli namalować».
Stanąłem osłupiały, a potem szepnąłem: «Tak, Ojcze! Ojciec widział Maryję i dlatego ten obrazek wydaje mu się brzydki. Jak wygląda Maryja?» A on na to: «A któż jest w stanie opisać Jej urodę?» Po kilku miesiącach, kiedy już zapomniałem o tym wydarzeniu, ojciec Pio zaprosił mnie do swej celi mówiąc: «Przyjdź do mnie, przygotowałem dla ciebie obrazeczek». Wręczył mi naprawdę piękne wyobrażenie Matki Bożej, a na odwrocie napisał wezwanie: «Niech Najświętsza Maryja otworzy ci całe swe serce. Ojciec Pio»”. Niebo to dom pięknych ludzi. Zapowiedź uczestnictwa w pięknie otrzymaliśmy w uwielbionym ciele Chrystusa. Widok samych rąk Jego uwielbionego ciała wprowadził świętą Teresę z Avila w ekstazę.
“Pewnego dnia, gdy byłam na modlitwie, spodobało się Panu ukazać mi widome same tylko ręce swoje, a był to widok tak zachwycający, że nie mam słów na opisanie go. W kilka dni później ujrzałam boskie Jego oblicze, które mnie pięknością swoją jakoby całą pochłonęło. Nie mogłam z początku zrozumieć, dlaczego Pan mi się tak ukazywał częściami; później dopiero zrozumiałam, że takie i grzeszne stworzenie, jakim ja jestem, tak wielkiej chwały od razu by nie zniosło”.
O pięknie ludzkich ciał po zmartwychwstania Święta napisała: “To tylko powiem, że chociażby w niebie nie było innej rozkoszy dla oczu, niż widok tej wielkiej piękności ciał uwielbionych, a zwłaszcza Człowieczeństwa naszego Pana Jezusa Chrystusa, to jedno już byłoby niewypowiedzianą chwałą i szczęśliwością”. Piękno nieba posiada szczególne cechy. Jedną z nich jest świetlistość. Bóg jest światłością. Świetlistość należy do Jego natury. Jest ona również cechą wszystkich stworzeń, które w Nim istnieją. Będzie również twoją cechą, gdy przekroczysz próg wieczności. Pojawianiu się aniołów, wysłanników Boga, zawsze towarzyszy światłość: “Wtem zjawił się anioł Pański i światłość zajaśniała w celi. Trąceniem w bok obudził Piotra” (Dz 12, 7). Anioł nie trzyma w ręku jakiegoś źródła światła, którym mógłby oświecić sobie więzienną celę i dostrzec zamkniętego w niej świętego Piotra. Sam jest istotą świetlistą, która rozprasza mrok.
Gdy święty Paweł “zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba” (Dz 9, 3). Była to światłość, którą emanował Jezus. Święty Jan Apostoł mówi, że “Bóg jest miłością”. Daje nam przez to do zrozumienia, że najgłębszą istotą Bożego życia jest miłowanie. Bóg nie tylko czyni dzieła miłości, lecz przede wszystkim cały jest miłością. Gdy w innym miejscu tenże Apostoł mówi, że “Bóg jest światłością, a nie ma w nim żadnej ciemności” (1 J 1, 5), to też nie stwierdza, że Bóg jest jak słońce, które świeci i rozsyła swe promienie wszędzie wokół, tworząc różne cienie. Czymś innym jest słońce, a czymś innym są jego promienie.
Chce powiedzieć, że do najgłębszej istoty Boga należy świetlistość. Bóg sam w sobie jest światłem, które nie daje cienia, bo nie jest światłem materialnym, lecz światłem natury duchowej. Świetlistość nieba i jego mieszkańców jest innej natury niż światło bijące ze znanych nam w tym życiu źródeł. Zbawionym “nie potrzeba światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi” (Ap 22, 5) “i w Jego świetle będą chodziły narody” (Ap 21, 24). Świetlistość Boga, Jego stworzeń i całego nieba jest nierozerwalnie związana z pojęciem chwały. Gdy święty Łukasz Ewangelista opisuje historię narodzin Jezusa, wzmiankuje o pokłonie pasterzy, którzy wiadomość o narodzinach otrzymali od anioła jaśniejącego chwałą: “Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła” (Łk 2, 9). Wyjaśniając, kim są aniołowie, Kościół wylicza, że są stworzeniami czysto duchowymi, posiadają rozum i wolę, są stworzeniami osobowymi i nieśmiertelnymi. Przewyższają doskonałością wszystkie stworzenia widzialne, a świadczy o tym blask ich chwały. Doskonałość, chwała i związana z nimi świetlistość to będą również twoje cechy, gdy wejdziesz do domu Ojca.
Piękno nieba ma też inną szczególną cechę, trudno ją jednak zobrazować. Jest dynamiczne i żywe. Próbowała je opisać święta Faustyna. “O, mój Boże, że też nie mogę tego opisać, chociaż w najdrobniejszej cząstce. Dusze są przeniknięte Jego Bóstwem, przechodzą z jasności w jasność, światłość zmienna, ale nigdy monotonna, zawsze nowa, a nigdy nie zmieniająca się. O, Trójco Święta, daj poznać się duszom”. Nawet najpiękniejszy widok w tym świecie z czasem powszednieje. To, co ludzi fascynuje w podróżowaniu, to przede wszystkim możliwość zobaczenia czegoś nowego, tętniącego odmiennym klimatem. Piękno tego świata, choć zachwycające i inspirujące, nie wypełni głębin ludzkiego serca. Inaczej jest z pięknem nieba. Jest ono świetliste, żywe, dynamiczne. Nieustannie się zmienia, pulsuje, każdej chwili ukazując się w nowym i zachwycającym przejawie. Jedna jasność przechodzi w inną jasność, zmienia się, ale nie powoduje żadnej monotonii, żadnego znużenia. Jednocześnie zachowuje swoją tożsamość. Oto wykraczający poza nasze zdolności poznawcze Boży paradoks. Piękno wiecznego nieba nie zna ograniczeń, jest nieskończone w przejawach. To kolejna i równie wyjątkowa jego cecha.
Pamiętam takie doświadczenie z czasów, gdy oddawałem się pasji fotografowania przyrody. Wracając do Polski po dwuletnim pobycie w Irlandii, wiozłem ze sobą dziesiątki uchwyconych na kliszach klimatów. Gdy zacząłem je segregować, nie przypuszczałem, że wnet skończy się moja fotograficzna pogoń za pięknem. Układałem jeden zachód słońca obok drugiego. Każdy kolejny okazywał się ciekawszy od poprzedniego. Było ich sporo. I gdy tak siedziałem nad nimi, przyszła mi nagle myśl, że choćbym uchwycił jeszcze kilka tysięcy różnych zachodów słońca, nie zachowam tego piękna dla siebie i nie wyczerpię go. Każde przesunięcie chmurki na tle czerwonej tarczy słońca tworzy coś tak niepowtarzalnego w odbiorze i nastroju, że nie jest w mojej mocy zgromadzić i zatrzymać to wszystko. Nie wypowiesz głębi piękna, które widzisz. Nie zatrzymasz go dla siebie i nie nasycisz się nim nawet wówczas, gdybyś za życia zgromadził tysiące klaserów, wszystkie z samym tylko fenomenem zachodu słońca. Skoro tak się ma rzecz z przemijalnym pięknem, jakże fascynujące i niewyobrażalne musi być piękno wieczności, które nigdy nie przeminie, a każdej chwili emanuje innym światłem, przechodząc z jasności w jasność. Wieczne piękno jest odrębne dla każdego anielskiego i ludzkiego istnienia.
Miłość, którą Bóg kocha, nie pozwala Mu się powtarzać w stworzeniach. Każdy człowiek jest dla Boga dzieckiem jedynym, któremu oddaje całego siebie. Bóg nie kocha mnie fragmentami miłości, jakie pozostają po miłowaniu innych. Nie kocha również w ten sposób, że upodabnia mnie do innych. Bardzo wymownie o inności piękna, które będzie cechowało każdego z nas, pisze święta Faustyna. “O, dniu jasny i piękny, w którym się spełnią wszystkie życzenia moje, o dniu upragniony, który będziesz ostatnim w życiu moim! Cieszę się tym ostatnim rysem, który mój Boski Artysta położy na duszy mojej, który nada odrębną piękność duszy mojej, która mnie odróżniać będzie od piękności dusz innych”. Jeśli tak przejawia się miłość i troska Boga o mnie podczas ziemskiego życia, to jakież formy przyjmie ona w niebie – domu wiecznego piękna i miłowania?
Źródło: https://www.karmel.pl/w-kregu-bozych...eklo-niebo/14/
Re: W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo
Niebo – tajemnica niekończącego się wzrastania
Konferencja druga
Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe (1 Kor 15, 42–44).
Jednym ze zniekształceń prawdy o niebie jest ukazywanie go jako miejsca błogostanu, nicnierobienia, co może kojarzyć się ze specyficzną wręcz nudą wynikającą z przesiadywania na chmurach i śpiewania bez końca uwielbień Boga. Tak ukazują je niektóre reklamy telewizyjne. To jedno z najbardziej prymitywnych wyobrażeń nieba, które uwłacza Bogu, “Ojcu świateł” – jak nazywa Go święty Jakub Apostoł. Uwłacza także samemu człowiekowi, jego powołaniu do prawdziwego szczęścia. Wieczność nie ma nic wspólnego z bezruchem i błogostanem, w którym ludzie zastygają już na zawsze jak rodzynki w cieście.
Jezus opowiedział kiedyś następującą przypowieść.
“Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich i dał im dziesięć min i rzekł do nich: «Zarabiajcie nimi, aż wrócę». Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: «Nie chcemy, aby ten królował nad nami». Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: «Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min». Odpowiedział mu: «Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami». Także drugi przyszedł i rzekł: «Panie, twoja mina przysporzyła pięć min». Temu też powiedział: «I ty miej władzę nad pięciu miastami»” (Łk 19, 12–19).
Znany jest nam dalszy ciąg tej przypowieści. Zarządzanie jedną miną to czas doczesnego życia. Powrót człowieka z królewską godnością to przyjście Jezusa w godzinie śmierci. Zarządzanie miastami to zapowiedź niezwykłej aktywności, jaka czeka nas w wieczności. Jakaż wielka jest dysproporcja pomiędzy zarządzaniem jedną miną, na którą składało się 100 drachm, a zarządzaniem 10 miastami, które obejmują ludzi, instytucje, dobra materialne. Dopiero wejście w wieczność rozpoczyna tak naprawdę pochód ku pełni aktywności i rozwoju człowieka. W świadectwach świętych odnaleźć możemy liczne wypowiedzi ukazujące życie jako wstęp do prawdziwych misji czekających nas po śmierci.
Żadnej stagnacji, żadnego błogostanu, żadnego leżenia na chmurach i wyśpiewywania pieśni. Święta Teresa z Lisieux mówiła, że po śmierci będzie zstępować, że dopiero wówczas rozpocznie się jej prawdziwa misja apostoła przebiegającego wszystkie kontynenty. Czyż nie obserwujemy owoców, jakie przynosi światowa peregrynacja urny z jej relikwiami? A ileż z tych owoców to działania łaski nikomu nieznane, bo dokonujące się w głębi ludzkich serc? “Widzę i zdaję sobie jasno sprawę – pisze święta Faustyna – co się ze mną dzieje; pomimo troskliwości przełożonych i starań lekarzy zdrowie moje niknie i ucieka, ale cieszę się niezmiernie z wezwania Twego, Boże mój, Miłości moja, bo wiem, że z chwilą śmierci rozpocznie się posłannictwo moje”. W innym miejscu napisze podobnie. “Kiedy wyszłyśmy od lekarza i wstąpiłyśmy na chwilę do kapliczki, która jest w tym sanatorium, usłyszałam te słowa w duszy: Dziecko moje, jeszcze parę kropel w kielichu, już niedługo. Radość zalała mi duszę, oto pierwsze wezwanie Oblubieńca i Mistrza mojego. Rozrzewniło się serce moje i był moment, gdy dusza moja zanurzyła się w całym morzu miłosierdzia Bożego; odczułam, że się zaczyna w całej pełni posłannictwo moje. Śmierć niczego, co dobre, nie niszczy”. Śmierć rozpoczyna prawdziwy rozwój, któremu Ojciec nie nakreślił żadnych granic. W Jego królestwie nie ma monotonii, realizuje się natomiast wieczne wzrastanie w pragnieniach, poznawaniu i miłości.
Pięknie pisał o tym święty Grzegorz z Nyssy, ojciec Kościoła z IV wieku: “Ten więc, kto pnie się wzwyż, nigdy nie przestanie iść z początku w początek, przez nigdy nie kończące się początki. Ten, kto pnie się wzwyż, nigdy nie ogranicza swego pragnienia do tego, co już zna; lecz wznosząc się stopniowo, przez inne, wciąż większe pragnienie, ku innemu, jeszcze większemu, dusza dąży drogą ku nieskończoności przez coraz to wyższe wzloty”. W innym miejscu wyrazi to prościej: “Dusza, która jednoczy się z Bogiem, jest nie do zaspokojenia w swoim radowaniu: im obficiej zostaje wypełniona pięknem, tym mocniej płonie w swym pragnieniu”. Myśl świętego Grzegorza ukazująca człowieka jako nieskończone pragnienie jest sposobem patrzenia całego Kościoła.
Już Psalmista uświadomił sobie tę szczególną tajemnicę ludzkiego ducha, dlatego zanotował: “wnętrze człowieka jest niezgłębione” (Ps 64, 7). Z kolei autor Księgi Mądrości – pisząc pochwałę mądrości – wylicza cechy, jakich nabywa duch ludzki jednoczący się z odwieczną mądrością Boga. “Mądrość jest ruchliwsza od wszelkiego ruchu i przez wszystko przechodzi i przenika dzięki swej czystości. Jest w niej duch rozumny, święty, jedyny, wieloraki, subtelny, rączy, przenikliwy, nieskalany, jasny, niecierpiętliwy, miłujący dobro, bystry, niepowstrzymany, dobroczynny, ludzki, trwały niezawodny, beztroski, wszechmogący i wszystkowidzący, przenikający wszelkie duchy rozumne, czyste i najsubtelniejsze” (Mdr 7, 24. 22–23). To bez wątpienia jeden z najpiękniejszych tekstów Pisma świętego odsłaniający liczne tajemnice nieba, liczne aspekty naszego uczestnictwa w naturze Boga.
Ludzki duch nosi w sobie zdolność sięgania po coraz to piękniejsze i większe dobra. Nigdy nie ogranicza swego pragnienia do tego, co już zdobył. Co to konkretnie oznacza? To mianowicie, że po wejściu w królestwo Jezusa przed każdym z nas otworzy się nieskrępowane wzrastanie w miłowaniu. To samo tyczy się poznawania, czyli rozwoju wiedzy i mądrości. Będzie to możliwe dzięki Duchowi Świętemu, który przenika nieskończone głębokości samego Boga i z nich udziela każdemu mieszkańcowi nieba. W Księdze Apokalipsy święty Jan Apostoł pisze, że została mu ukazana “rzeka wody życia, lśniąca jak kryształ, wypływająca z tronu Boga i Baranka” (Ap 22, 1). “Rzeka wody życia” to niepoliczalna rzesza ludzi zbawionych przenikniętych Duchem Świętym. Ta społeczność lśni jak kryształ. Bierze swój początek od Stworzyciela, który obdarza ją darem istnienia, zdolnością miłowania, darem niewyobrażalnej czystości i możliwością wzrastania w poznaniu.
Dla zbawionego, który wchodzi w królestwo Jezusa, wszystko ukazuje się w perspektywach nieskończoności. Nie kończące się w swym rozwoju miłowanie i poznawanie nosi jeszcze jedną szczególną cechę. Mianowicie będzie odbywać się bez trudu, mozołu, zmagania. Ani miłość, ani wiedza nie będą już zdobywane z takim nakładem sił. Dotyczy to zresztą wszystkich aktywności nieba, o czym zapewnia nas Jezus. Podczas ostatniej wieczerzy mówił uczniom, że w Jego królestwie nie będzie już potrzeba udawania się po naukę. Wiedza i mądrość będą jakby atmosferą, którą się oddycha, którą się chłonie. O nic więcej nie będziemy już pytać, bo wszystko zostanie wyjaśnione (por. J 16, 23). Olbrzymią nadzieją tchną słowa Księgi Apokalipsy, w której Jan Apostoł przekazuje dobrą nowinę o tym, co uczyni Jezus: “I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21, 4).
Mozół, trud, zmaganie, cierpienie należą do tego świata. Są to “pierwsze rzeczy”, których przeznaczeniem jest przeminąć na zawsze. Chociaż nie mamy doświadczalnego wglądu w ten nowy, piękny i wieczny świat, to jednak dzięki refleksji nad księgami Pisma świętego, szczególnie nad nauczaniem Jezusa, nad listami świętego Pawła oraz przesłaniem Apokalipsy, możemy się do niego nieco zbliżyć. Jaki on zatem będzie? Co można by o nim powiedzieć?
Królestwo Jezusa, które stanie się naszym udziałem po śmierci, jest całkowicie Jego darem. Życie w nim polegać będzie na uczestnictwie w naturze Boga, na sposób, jaki jest właściwy każdemu z nas. Nie będzie to bycie gdzieś blisko Niego, ale życie tym, czym On żyje i posiadanie tego, co On posiada. Ze swej natury świat ten jest wieczny. Nie posiada żadnych ograniczeń czasowych ani przestrzennych. Takie pojęcia, jak czas i materia, nie mają tam racji bytu. Jest też światem świetlistym. Jego duchowe światło, zupełnie inne od znanych nam doczesnych świateł, jest nierozerwalnie związane z chwałą Boga i wszystkich Jego stworzeń uczestniczących w Jego Bóstwie. Piękno tego świata jest przede wszystkim pięknem Boga, ale także pięknem zasług, które zgromadzili wszyscy jego mieszkańcy. Każdy z nas wniesie w to wieczne życie jedyny i niepowtarzalny odcień piękna ukształtowany w nim przez Stwórcę. Królestwo Jezusa nie jest sztywną rzeczywistością. Nie zostało zaplanowane z góry w jakimś określonym kształcie, do którego teraz Jezus dopasowuje na siłę każde ze stworzeń, zniekształcając jego niepowtarzalną inność.
Jego królestwo ukształtuje się w pełni dopiero wówczas, gdy ostatni człowiek wejdzie w jego bramy. Będzie miało niezliczoną ilość wymiarów, aby mogła się wypowiedzieć w nim każda kultura, każdy naród, każda jednostka, w doskonałej harmonii, bez cierpień, trudu, lęków, obaw, nienawiści czy przemocy. Wszyscy, którzy staną się godni wejść do królestwa Jezusa, będą uczestniczyć w nie mającym już końca wzrastaniu, obejmującym wszystkie aspekty człowieczeństwa, a szczególnie miłość i poznanie. To królestwo nie zna bezruchu i stagnacji. Nowy świat cechować się będzie szczególnego rodzaju atrakcyjnością. Nic nas w nim nie znudzi.
Będzie to nieustannie ten sam świat, a jednak każdej chwili ukazujący nowy i porywający aspekt piękna. O głębi uczestnictwa w tym nowym świecie decydować będzie wielkość miłości oraz stopień upodobnienia się do Jezusa w służbie i obumarciu sobie, na jakie się w tym życiu zdobyłem. Będą więc tam wielcy i mali. Nikt jednak nie będzie nikomu zazdrościł, bo każdy będzie pełnią na swoją miarę, rozumiejąc, że na tyle właśnie zasłużył.
Źródło: https://www.karmel.pl/w-kregu-bozych...eklo-niebo/15/